ATEIZMY – BZDURĄ, BÓG-RELIGIA – GÓRĄ


Zdumiewający jest brak poszanowania własnej godności i owoców własnego trudu, niedbalstwo i wręcz tchórzostwo naukowców i filozofów uśmiechających się obleśnie do mitomanów, którzy w bezgranicznej samowoli dogadzając wybujałym pragnieniom mas głoszą bajeczne bzdury, na przykład o narodzinach Boga w otoczeniu aniołów i o jego zmartwychwstaniu świadczonym przez anioła, za co są uwielbiani przez ogłupione masy i żyją w luksusach. Historycy zamiast bezpardonowo ujawniać prawdę o wojnach, rzeziach i paleniu żywcem setek tysięcy niewinnych ludzi na stosach, podczas gdy już za jedno spalenie żywego człowieka w imię Boga-Miłości powinna być obalona doktryna takiego Boga, fałszują obraz dziejów idealizując instytucje, które za to, co uczyniły, powinny być surowo osądzone i zmiecione z powierzchni ziemi. Jedni i drudzy powinni wołać na cały głos: jeśli Bóg, jak to głosicie, jest Najwyższą Prawdą i Miłością, to jak możecie tyle kłamać, niszczyć naukę, filozofię ugruntowaną na doświadczeniu i na rozumie, który podobno dał Bóg? Przecież to wszystko nie jest religią, ale najpodlejszym, bzdurnym superateizmem! Jeśli istnieje Bóg, to jego religia jest tylko tam, gdzie ludzie w pełni władz umysłowych, korzystając z poznawczego dorobku wieków, entuzjastycznie dążą do tego, co Najwyższe, w danych warunkach Optymalne i wspólnym trudem tworzą lepszy świat. Ale przez nazwanie superateizmu mitomaństwa „religią” toniemy w oceanie zgubnych nieporozumień...

Stosunkowo najbliższą prawdzie definicję religii sformułował filozof William James (1842-1910) pisząc: Człowiek religijny uświadamia sobie, że jego cząstka wyższa stanowi jedność z czymś bez miary większym tego samego rodzaju; to coś będące potężnym czynnikiem w świecie zewnętrznym, pozwala wchodzić z sobą w stosunek czynnego współdziałania i zdolne jest wyratować człowieka nawet wówczas, gdy burza życiowa rozbije całą jego istotę niższą (1). Ale to „coś bez miary większe, ale tego samego rodzaju” nie jest wydumanym przez ludzi mitem Boga rzekomo jedynego, a konkurującego z innymi, w rodzaju Jahwe, Trójcy czy Allacha, niby to wszechmocnego i dobrego, a bezsilnego wobec zła: według Jamesa jest to rzeczywistość realna, bo wytwarza realne skutki: Gdy z nią obcujemy, zmienia się nasza osobowość, zostajemy zmienieni w ludzi nowych i – co za tym idzie – zmienia się lub odradza nasze postępowanie w świecie naturalnym (2).

Jak powyżej odrzuciliśmy bzdurny superateizm wszystkich zakłamanych a okrutnych mitologii obrażających rozum, tak teraz znając tę definicję religii wypada nam odrzucić drugą fałszywą krańcowość: ateizm świadomy, programowy, wprawdzie broniący rozumu, ale odcinający człowieka od tej potęgi umożliwiającej ludziom zbawczą metanoję – zmianę sposobu myślenia i postępowania.

O bzdurności wszystkich ateizmów czy agnostycyzmów dowiemy się więcej, gdy zastanowimy się nad podsuniętym przez Zofię J. Zdybicką pytaniem, czym konkretnie jest to „coś bez miary większe”, a czyniące nas „nowymi ludźmi”, afirmując zarazem nasz rozum i doskonaląc naszą działalność w realnym świecie (3). Nie możemy zgodzić się na jej odpowiedź, że jest nim osobowy Absolut – Bóg (4), najpierw dlatego, że jest to pojęcie wewnętrznie sprzeczne, a zasadniczo dlatego, że z miejsca zamyka drogę do właściwej odpowiedzi, a kieruje myślenie na bezbrzeżne obszary błędu i chaosu.

Według nauki naszym Ojcem nie jest nadświatowy Bóg, ale naturalny Wszechświat; znajdujemy się w jego obrębie jako integralne cząstki, toteż główne jego prawa są naszymi prawami. Musimy jego prawa znać i respektować, jak choćby prawo grawitacji, bez którego nie moglibyśmy celowo się poruszać, przemieszczać, pracować. Tak samo ważne, choć bardziej elastyczne, są dalsze prawa: autonomii, którego doświadczamy jako duchowej wolności oraz prawo postępowego rozwoju: od Wielkiego Wybuchu, poprzez mgławice, systemy gwiezdne, planety, a na naszej planecie Ziemi - poprzez rozwój życia, roślin, zwierząt, do nas, istot osobowych, świadomych i uduchowionych. Te prawa przenikają nas na wskroś i rządzą nami jak prawo grawitacji, z tym, że w zakresie naszej podmiotowości zmieniają swój charakter. Prawo jakościowego rozwoju, trendu wzwyż, jest przez nas wewnętrznie doświadczane jako IDEALIZACJA, warunkująca miłość i wszelką twórczość. Ponieważ Wszechświat jest amoralny, czego dowodzą katastrofy kosmiczne, klęski żywiołowe, nasze choroby i śmierć, to i my jako jego cząstki, jesteśmy amoralni: potrafimy idealizować nie tylko dobro, piękno, prawdę, wzniosłość, ale i zło, brzydotę, fałsz i podłość, a i z wolności korzystać dla zniewolenia innych. Na szczęście w toku ewolucji powstała nasza wielka Matka – Ludzkość, której prawa: empatia i zalążkowa kultura osobista łagodzą surowość Ojca – umożliwiają rozwój kulturalnych, zorganizowanych społeczeństw. Ale tę kulturę trzeba metodyczne rozwijać.

Najważniejsza dla naszego biologicznego i cywilizacyjnego rozwoju jest oczywiście ulepszona empatią idealizacja. O jej różnorakim funkcjonowaniu w ludzkich dziejach wybornie informuje książka: W co wierzmy, choć nie potrafimy tego dowieść, zawierająca wypowiedzi ponad stu autorów, wybitnych współczesnych uczonych i filozofów. Już pierwszy autor, którego wypowiedź redaktor zbioru nieprzypadkowo wysunął na pierwszy plan, mianowicie Martin Rees, daje możliwość zorientowania się, czym jest rozumna, świecka religia i naturalny Bóg. Pisze on:

Wierzę (...), że jeśli nawet obecnie inteligentne życie występuje wyłącznie na Ziemi, to ma wystarczająco dużo czasu, aby rozprzestrzenić się przynajmniej w naszej Galaktyce i osiągnąć stopień złożoności, jakiego dzisiaj nie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić (...) Ewolucja przyszłości (zarówno gatunków organicznych, jak i przedmiotów kultury materialnej) będzie postępowała dużo szybciej niż zmiany, które doprowadziły do pojawienia się człowieka, ponieważ będzie procesem inteligentnie sterowanym, a nie tylko następstwem darwinowskiego doboru naturalnego. Jeszcze w tym stuleciu proces zmian gwałtownie przyśpieszy – dzięki celowym modyfikacjom genetycznym, terapii celowanej, a może nawet silikonowym implantom w mózgu. Ludzkość – jako jeden gatunek – może przestać istnieć już za kilka stuleci, zwłaszcza jeśli w tym czasie zaczniemy zakładać kolonie i społeczności poza Ziemią (...) Rozwinięte inteligencje, które pojawią się za miliardy lat, mogą nawet stworzyć nowe wszechświaty. Może nawet będą mogły wybierać, które spośród praw fizyki mają obowiązywać w owych światach. Może zdołają zdobyć tak wysoki stopień umiejętności obliczeniowych, że będą w stanie stworzyć symulację Wszechświata równie złożonego jak ten, w którym żyjemy. Autor zdaje sobie sprawę, że ta jego wizja może nie spełnić się z powodu braku odpowiednich warunków, pomimo to kończy swą wypowiedź słowami: Mam jednak nadzieję, że moje przekonanie, będące substytutem wiary religijnej, jest prawdziwe. (5).

Oto dobitny przykład, jak wspomniane wyżej prawa kosmiczne funkcjonują w ludzkim podmiocie. W przeciwieństwie do mitologicznego Boga – Najwyższego Ducha z jednej strony, a przyziemnego, oportunistycznego ateizmu z drugiej – tworzą one w umyśle - Ducha Najwyższego, będącego przejawem kosmicznego trendu wzwyż, mocą którego człowiek podąża na najwyższe możliwe szczyty. Ten syntetyczny twór praw naszych wielkich Rodziców: Wszechświata i Ludzkości, to nasz najprawdziwszy, naturalny Bóg, dzięki któremu istnieje nie tylko szlachetna miłość warunkująca rozwój ludzkiego gatunku i nie tylko wszelka twórczość techniczna, artystyczna i naukowa, ale także - powstająca w specyficznych warunkach – twórczość mityczna, złudni bogowie i ich „nadprzyrodzone” światy. Nie mityczny Najwyższy Duch, kapłański Bóg stwarza naszego Ducha Najwyższego, ale przeciwnie, wszyscy statyczni, osobowi bogowie są tworami ludzkiego Ducha Najwyższego. Dlatego tylko jemu przysługuje nazwa „Bóg”. To on, reprezentując w naszym podmiocie prawa Wszechświata i Ludzkości, jest tym, co James określał jako „coś bez miary większego, ale tego samego rodzaju”. To jest ta hinduistyczna „Dusza Najwyższa”, czy też psychoanalityczne „idealne Ja”, „zdolne wyratować człowieka nawet wówczas, gdy burza życiowa rozbije całą jego istotę niższą”. Nasz Duch Najwyższego, dzięki złączeniu z naszą osobowością jest Bogiem osobowym, a zarazem aktywnym, dlatego nie ma rozdziału między Bogiem i religią. To tylko dwa aspekty jednej osoby: Boga-wiernego mu człowieka. Przypominają się tutaj słowa Jezusa: „Ja i Ojciec jedno jesteśmy” (J. 10, 30). Najprawdopodobniej Jezus właśnie swego Ducha Najwyższego nazywał „Ojcem” gdy oświadczał, że jest mu absolutnie wierny. To nam wystarcza, żeby zrozumieć Ewangelie i wiedzieć, co znaczy być religijnym.

W związku z powyższym cytatem wypada dodać, że w naszych czasach główną treścią aktywności religijnej staje się świadoma kosmogeneza, to, co miał na myśli Martin Rees, kiedy pisał, że przyszła ewolucja będzie postępować dużo szybciej, bo „będzie procesem inteligentnie sterowanym”. Następny z kolei autor przewiduje, że ludzie przyszłości będą poruszać się w Kosmosie szybciej niż światło. Ale dominująca w całej tej książce wizja fantastycznego podboju Wszechświata okaże się kolejnym niewypałem, jeśli postępu technicznego nie będzie wspierał, a nawet wyprzedzał, postęp duchowy – nie w sensie zapełnienia naszej Galaktyki świątyniami reklamującymi faktyczny superateizm pod nazwą „religii”, ale w sensie wierności prawdziwemu Bogu reprezentującemu prawa naszych wielkich Rodziców. Niestety, skażony rakiem mitomaństwa duch ludzkości jest trudniejszy do pokonania niż prawa fizyczne. Nadal panoszą się instytucje zatruwające tym rakiem dzieci od wieku przedszkolnego, agendy mające na celu własne interesy, splendory, władzę i mamonę, a osoby odpowiedzialne za ten stan rzeczy: w oświacie, polityce, mediach, pozajmowały wysokie stołki i pozorują robotę. Skuteczna walka z powodzią zła to natychmiastowe zbudowanie dwóch wałów przeciwpowodziowych: wprowadzenia prawdziwej religii do uczelni i szkół, i rugowania samą siłą jej prawdy, a nie nakazem, tak superateizmu mitów, jak i przyziemnego ateizmu, ze wszystkich sfer życia, by wszyscy jak najrychlej doznali szczęścia dobrych dzieci naszych wielkich Rodziców.

PRZYPISY


1. W. James, Doświadczenie religijne, tłum. J. Hempel, Warszawa 1958, s. 459.

  1. Tamże, s. 466.

  1. Zofia J. Zdybicka, Człowiek i religia, TN KUL, Lublin 1993, s. 80.

  2. Tamże, s. 302.

  3. Por. John Brockman, przekład Agnieszka Nowak, „Smak Słowa”, Sopot-Warszawa 2008.