DOBRA REWOLUCJA TO SPEŁNIENIE, A NIGDY – OGOŁOCENIE!


Przyznaję rację tym dyskutantom, których nie do końca przekonuje moje radykalne rozróżnienie: fikcyjny Najwyższy Duch – rzeczywisty Duch Najwyższego jako jedyny prawdziwy Bóg, a to z tego powodu, że splot praw-darów naszych wielkich Rodziców: Wszechświata i Ludzkości, nie jest osobą, a mitologiczne Najwyższe Duchy są osobami (chrześcijańska Trójca nawet trzema naraz!). No cóż, nie każdy miał możność przeczytać, a choćby i przeczytał – zrozumieć dwa moje nowe eseje: Religia jako świadoma kosmogeneza oraz Wieczność Bożego ludu – udział w czynieniu cudu. By to zrozumieć, trzeba w swoim myśleniu dokonać nie lada rewolucji, dlatego przyda się poniższe rozwinięcie powyższego tytułu.


Gdyby Marks, Engels, Lenin i Stalin zapoznali się z okrutnym losem Ananiasza i Safiry, (Biblia, Dzieje Apostolskie rozdział 5, wiersze 1-11), a potem zwrócili uwagę na zmaterializowanie i zepsucie w całym Kościele już od IV wieku, to jest od czasów cesarza Konstantyna, to chyba zrozumieliby kapitalny błąd swojej strategii i obeszłoby się bez półwiekowej próby zakończonej fiaskiem. Było to fiasko próby materialistycznej, ateistycznej, na gruncie założenia, że ogołocenie ludzi z własności prywatnej rozwiąże wszystkie problemy. Zresztą może by po dłuższym czasie samoregulacji błędną próbę uwieńczył sukces, gdyby nie reakcja wychodząca – z kościołów. Bo mitologiczny reżim w interesie instytucji-molocha jest silniejszy niż komunistyczny, choć bardziej ludzi ogołaca: tak doły społeczne, jak i hierarchię. Stosunkami góra-dół rządzi sadomasochizm: doły poddają się tyranii masochistycznie, góra tyranizuje je sadystycznie i w tym sadyzmie bierze sobie odwet za własną tyranię ze strony instytucji-molocha, a ta tyrania wzrasta proporcjonalnie do stopnia zajmowanego stanowiska. Swoistym prawem rządzą się zakony: tam za mitologiczny wybryk w młodości trzeba cierpieć odczłowieczenie do kresu życia. Według Katalogu kościołów i duchowieństwa Archidiecezji Krakowskiej z 1992 roku zakonów męskich jest 32, a żeńskich 66. Ponieważ sam skosztowałem nieco zakonnego chleba, jest mi bardzo żal tych ludzi, choć nie przeczę, że różne są zakony i różne typy ludzi – niektórzy czują się całkiem swojsko bez odpowiedzialności i bez kłopotów świeckiego życia, zwłaszcza rodzinnego, z dziećmi i współmałżonkiem. W roku 2000 napisałem i rozesłałem do wszystkich zakonów (uwzględniając różnice płci) taki oto wierszyk zakonnicom:

Życzenia Noworoczne


Serdecznie życzę Ci spełnienia dziewiczych marzeń o świętości,

Lecz nie pochwalam uszczuplenia prawa do swobód i miłości.

Z całego serca Ci współczuję, więc moim radom nie zaprzeczaj:

Zrozum, że władza deprawuje, a zniewolenie odczłowiecza.

Zerwij więc swe występnie śluby: Chrystus zakazał przysięgania!

Te śluby wymyśliły – czuby. Zwiewaj od czubków bez wahania!

Uciekaj z turmy jak najdalej i krzycz, by innych wyrwać z kicia:

Ten tylko Stwórcę kocha, chwali, kto się raduje pełnią życia!


Nieco dosadniejsze życzenia wysłałem zakonnikom, toteż od niektórych dostałem odpowiedzi nie nadające się do powtórzenia. Ja wysyłając równie żartobliwe życzenia noworoczne papieżowi Janowi Pawłowi II załączyłem obydwa wierszyki wysłane do zakonów i o dziwo: otrzymałem ciepły list napisany przez arcybiskupa Stanisława Dziwisza zawierający życzenia od papieża po łacinie wraz z poświęconym przez niego opłatkiem. Widać te wierszyki się spodobały.

Ktokolwiek decyduje się na stan zakonny lub kapłański, dokonuje w swoim życiu rewolucji, ale jest to – w każdym przypadku – rewolucja ogołacająca. Nieprzypadkowo te okresy w dziejach Polski, w których panowała dewocja krzewiona przez kler (średniowiecze, czasy saskie) cechowały się największym upadkiem: gospodarczym, politycznym, oświatowym i moralnym.

Jedna tylko rewolucja nie ogołaca, ale na odwrót: spełnia człowiecze powołanie, a przez to rozwija i uszczęśliwia: jest nią przejście od nieświadomej do świadomej kosmogenezy, od przedmiotowej do podmiotowej postawy, to jest do świadomego i czynnego udziału w jedynym a najprawdziwszym cudzie świata. Nie wierz Czytelniku w żadne cuda, bo istnieje tylko jeden cud, o którym nie wiesz: kosmogeneza. Wybornie wyjaśnia ją i ilustruje następujący fragment z księgi Fascynujące dzieje planety Ziemi. Załóżmy, że od powstania Wszechświata do dnia dzisiejszego minął rok. Chwila Wielkiego Wybuchu nastąpiłaby pierwszego stycznia o godzinie 0, zaś teraz, gdy to czytasz, byłby 31 grudnia, godzina 23.59 minut i 59 sekund. W tej skali czasowej Układ Słoneczny i Ziemia pojawiłyby się 13 września, natomiast pierwsze przejawy życia na Ziemi – 11 października, pierwsze kręgowce – 19 grudnia, ssaki – 26 grudnia, człowiekowate – 31 grudnia o godzinie 21 i 45 minut, neandertalczyk – tego samego dnia o godzinie 23 i 37 minut, piramidy egipskie – o godzinie 23.59 minut i 50 sekund. Jednym słowem – cała nasza prehistoria trwała tylko parę godzin, zaś historia – kilka sekund. Można dostać zawrotu głowy! („Reader’s Digest”, Warszawa 2007, s. 22).

Tak jest, zawrót głowy, a chyba i obłęd groziłby każdemu, kto chciałby rozumowo wytłumaczyć cud pojawienia się Wszechświata i tak właśnie ukierunkowanego rozwoju. Wbrew wszelkim „proroctwom” o rychłym końcu świata wszystko wskazuje na to, że jego rozwój dopiero wchodzi w fazę świadomej kosmogenezy i że dzięki naszemu celowemu działaniu mogą niezadługo – w tej skali czasowej – nastąpić przeobrażenia i dziwy przekraczające możliwości naszej obecnej wyobraźni (tak jak nikt setki lat temu nie mógł przewidzieć komputera i internetu). Oczywiście, o ile wpierw sami się nie unicestwimy. Niestety, absurdalna samozagłada naszej cywilizacji jest możliwa i groźna, bo podobnie zginęło szereg wcześniejszych cywilizacji z powodu niezdolności do opanowania i wykorzystania dla dalszego rozwoju swoich własnych osiągnięć.

Kluczowym błędem, który wpoiły nam mitologie, jest powszechne mniemanie, że naszym wielkim Ojcem jest jakiś mityczny Bóg, że przez rzekomy grzech zostaliśmy rzuceni w obcy nam świat i tylko przez modlitwy i ofiary (na przykład przez ofiarę złożoną przez Chrystusa na krzyżu) możemy uniknąć wiecznego potępienia. A tymczasem my nie tyle mieszkamy we Wszechświecie, ile jesteśmy Wszechświatem, jego integralnymi, nieodłącznymi cząstkami, toteż główne jego prawa są naszymi prawami i sensem naszego życia jest właśnie świadoma kosmogeneza. Powyższy cytat dowodzi, że centralnym prawem jest jakościowy, ukierunkowany rozwój – od wrzącej plazmy biliony bilionów razy gorętszej od wnętrza Słońca do nas, rozumnych osób wyposażonych w samoświadomość – i że to prawo przenikające nas na wskroś jest w zakresie naszej podmiotowości doświadczane przez nas jako IDEALIZACJA, mocą której wytyczamy sobie atrakcyjne cele, fascynujące wizje i realizując je rozwijamy technikę, cywilizację i przedmiotową kulturę. Zło nie jest skutkiem grzechu, ale amoralizmu Ojca-Wszechświata, czego dowodem katastrofy kosmiczne, klęski żywiołowe, nasze choroby i śmierć. Wszakże w procesie kosmogenezy powstała nasza wielka Matka-Ludzkość, utworzona z części Wszechświata jak biblijna Ewa z żebra Adamowego i jej prawa – wrodzona empatia i zalążkowa kultura osobista, będące zaczynem naszego kulturalnego rozwoju, łagodzą amoralizm Ojca i czynią możliwym istnienie zorganizowanych społeczeństw.

Niestety, życie tych społeczeństw jest godne politowania, gdyż wszystko widzą i czynią na opak. Wciąż trwa stan wojny między wyznawcami mitologii (perfidnie zwanymi „religią”) a wyznawcami rzekomo naukowego ateizmu. Rzeczywisty Bóg, Duch Najwyższego, stale doświadczany przez wszystkich jako inklinacja i poryw ku temu, co Najwyższe, w konkretnych warunkach Optymalne, jest nieznany i nie uznawany, bo jego miejsce blokuje fikcyjny Najwyższy Duch. Konieczna jest natychmiastowa wyzwalająca rewolucja: wyeliminowanie zgubnej wiary w fikcję na rzecz dzielnej wierności temu, co NAJWYŻSZE w nas, niezależnie od interesów, emocji i animozji. Niedościgłym wzorem tej autentycznej religii jest Jezus z Nazaretu, który to Najwyższe nazywał „Ojcem” i z nim identyfikował się podkreślając:„Ja i Ojciec jedno jesteśmy (J 10,30). Naukę Jezusa straszliwie sfałszowano, ten fałsz zadaje mu drugą śmierć gorszą niż tamta na Golgocie – skąd u jego wyznawców taka w tej sprawie obojętność?

Tak oto ujawnia się sedno sprawy: dopiero dzięki takiej naszej identyfikacji z Duchem Najwyższego w uczuciach, myślach, działaniach i zachowaniach - TEN BEZOSOBOWY SPLOT PRAW-DARÓW NASZYCH WIELKICH RODZICÓW STAJE SIĘ PRAWDZIWYM BOGIEM OSOBOWYM, KTÓREGO NIEZBYWALNYM PRAWEM JEST TRWANIE W WIECZNOŚCI. Taki jest sens-cud kosmogenezy, dla którego warto odrzucić zgubną opozycję mitologia-ateizm, czyli dokonać wyzwalającej rewolucji, równoważnej z rozwinięciem autentycznej humanistycznej religii, która afirmuje i wzbogaca, a nie ogołaca. Taka religia powinna być kluczowym przedmiotem nauczania od przedszkoli po uniwersytety, jak również wszechstronna kultura osobista ludzi, a nie mitologia i nie etyka, jak również nie historia filozofii skażona antagonizmem „mitologia-ateizm”. Zintegrowany materiał do nauczana humanistycznej religii i osobistej kultury już istnieje, dlatego nic nie usprawiedliwia lekceważącej zwłoki z wprowadzeniem tego przedmiotu do akademii pedagogicznych.

Kraków, 8 marca 2009 r. Stanisław Cieniawa