ŚWIECKOŚĆ BŁĘDNA I OBŁĘDNA, A PRAWDZIWA I NIEZBĘDNA


Zawarty w 7 numerze wydanego w tym roku dwumiesięcznika „Res Humana” Suplement Sekularyzacja dowodzi, że według jego autorów najwyższe wartości świeckie zaanektowane przez mitomanów i bałwochwalców nie są „Rzeczą Ludzką” i że filozofowie zgrupowani w kotłowisku wokół urojonego Boga nadal z pogardą ignorują od dawna powtarzany im apel, by nie odrzucali tego, co dla ludzkości najcenniejsze, tylko dlatego, że ma mitologiczną szatę słowną. Przecież masy ludzi wciąż tak są przywiązane do wyrazów „Bóg” i „religia”, że zastąpienie ich w nazywaniu najwyższych wartości nowymi, z góry przekreślałoby ich akceptację. Dlatego ja – w pełni akceptując wasze, tradycyjne pojęcie świeckości jako niewiele znaczącą cząstkę pełnego, istotnego – dokonuję arcyważnego rozróżnienia: mitologiczny NAJWYŻSZY DUCH (trafnie nazwany przez Richarda Dawkinsa „Bogiem urojonym”) i - jak najbardziej rzeczywisty nasz DUCH NAJWYŻSZEGO (wyrażenie utworzone na wzór takich jak: „duch prawa”, „duch prawdy”, duch miłości” itd.), będący uniwersalną inklinacją, porywem ku temu, co Najwyższe, Optymalne w danych uwarunkowaniach. Tylko dzięki temu dążeniu i porywowi istnieje wszelka twórczość i postęp, nim kierujemy się we wszystkich codziennych, ale odpowiedzialnych wyborach, nie tylko odrzucając złe na rzecz dobrego, ale i dobre na rzecz lepszego, a lepsze na rzecz najlepszego, Najwyższego pod jakimś ważnym względem. Ponieważ nie fikcyjny Bóg, Najwyższy Duch, ale tylko Duch Najwyższego zapewnia nam to wszystko, czym możemy się cieszyć i chlubić, dlatego on właśnie najbardziej zasługuje na nazwę Boga, zwłaszcza że wszelkie mity bogów są wytworzone przez ludzi mocą Ducha Najwyższego w prymitywnych lub fatalnych warunkach – ( nie Najwyższy Duch stworzył Ducha Najwyższego, lecz na odwrót).

Czyż takie pojęcie Boga nie jest absolutnie świeckie mimo tradycyjnej nazwy „Bóg”? Czy nie jest ono konieczne, by nim, jak klin klinem, wybić z ludzkich głów urojonego Boga? Analogicznie płonną i chwiejną WIARĘ w mit fikcyjnego Boga można usunąć na rzecz pewnej, rozumnej i szlachetniejszej WIERNOŚCI temu naszemu Bogu. Tylko taka pełna świeckość ma szansę zwalczyć mitologię, błędnie nazwaną religią. Czy nie byłby to zbawczy ideowy ład, usunięcie rozdwojenia i zakłamania: dotąd ludzie w kościołach deklarują, że miłują Boga nade wszystko, a poza kościołem zupełnie temu przeczą hołdując Duchowi Najwyższego. Jeśli Boga tradycyjnie czci się jako Najwyższą Prawdę, a religię pojmuje jako wierność tej Prawdzie, to jaki widzicie tu mój błąd? Czemu stać was tylko na pogardliwe odrzucanie moich tekstów, a nigdy dotąd nie powiedzieliście mi jasno i odważnie, dlaczego tak wam cuchnie mój półwiekowy trud? Zmuszacie mnie, bym ja wam powiedział, co myślę o waszej „świeckości”, więc chcąc Was zachęcić do dyskusji – powiem.


Myślę, że najczęściej honorowany w „Res Humana” prof. Z. Cackowski może tu służyć za czołowego reprezentanta poglądów Redakcji na to, co „religijne” i to, co „świeckie”. Jego zdaniem tak ludzie świeccy, jak i religijni są tym, czym są w odniesieniu do swego cierpienia. Laicyzacja/sekularyzacja(...) dokonuje się tam, gdzie ludzie są skuteczni w przeciwdziałaniu cierpieniom swoim. Tam natomiast, gdzie ludzie są wobec swoich cierpień bezsilni, tam liczą tylko na CUDA, na pomoc Z ZAŚWIATÓW. Większość dziejów ludzkich w epoce osiadłości (ostatnie 12-14 tysięcy lat) to były dzieje WERTYKALNOŚCI, to znaczy takie dzieje, kiedy prawa i prawdy, którym podlegają ludzie i ludzki świat, NIE SĄ Z TEGO ŚWIATA. Inaczej mówiąc, cierpienia pochodzą z INNEGO ŚWIATA i RATUNEK TEŻ Z INNEGO ŚWIATA POCHODZI. Podsumowując zaś swój obszerny artykuł Profesor stwierdził: Za rzecz najważniejszą w działaniach sekularyzacyjnych/laicyzujących uważam w tym działaniu przetwarzanie świata Z WERTYKALNEGO W HORYZONTALNY. Wertykalność ludzkiego świata ma dwa podstawowe wymiary: wymiar rzeczowy, który polega na tym, że rzeczowe czynniki świata (przyrody, a i techniki) nie są kontrolowane przez ludzi, że działają na ludzi, często miażdżąco, a człowiek jest wobec nich bezsilny, oraz wymiar społeczny, wymiar władzy, który polega na tym, że władza nie zależy od ludzi ,od społeczeństw, które pod tym względem nie istnieją, władza przychodzi z INNEGO ŚWIATA, Z GÓRY. (...)Krótko: w cywilizacjach i kulturach wertykalnych czyli religijnych prawa i prawdy, którym podlega ludzki świat i ludzie, NIE SĄ Z TEGO ŚWIATA, natomiast HORYZONTALIZACJA powstaje o tyle, o ile ludzie w tym podwójnym sensie – choćby w zasadniczym stopniu – panują nad światem rzeczy i nad władzą, czyli PRAWA I PRAWDY, KTÓRYM PODLEGA LUDZKI ŚWIAT I LUDZIE, SĄ Z TEGO ŚWIATA.

Gdyby nie miłe wspomnienia z dawnych lat, kiedy to miałem zaszczyt osobiście kontaktować się z Prof. Cackowskim i studiując jego dzieła niemalże zgadzałem się z jego niezłomnym dogmatem, że podstawowym napędem ludzkiej aktywności jest ból, cierpienie i strach, to teraz napisałbym bez ogródek, że jego zdaniem ludzie religijni mają mentalność żebraczą, bo są wpatrzeni w zaświaty i skomlą o cud, a świeccy poruszając się po płaskiej ziemi horyzontalnie, przejawiają mentalność robaczą, jeśli należą do najniższej warstwy społecznej (przecież zawsze musi być taka?) i są zaktywizowani przez cierpienie głodu do grzebania w śmietnikach, albo mają mentalność sobaczą, jeśli należą do którejś z wyższych warstw i też aktywnie zaspokajają głód, ale smakowitymi robakami. Tak bym napisał, ale zamiast tego przytoczę ważną tezę prof. Marka Fritzhanda, który ucząc o wolności mocno akcentował istotną różnicę między „wolnością od” a „wolnością do” i właśnie tę drugą stawiał o niebo wyżej. Toż sam prof. Z. Cackowski, choć upatruje istotę religii w „skomleniu o cud w sytuacji beznadziejnej”, mimo woli potwierdza wybitną moc idealizacji podkreślając: Tak wiara walczy o wszechpotęgę możliwości. Wiara walczy o cud! (Wołanie o cud, „Res Humana” nr 4-5 2005, s. 22). Jakiej to potęgi Ducha Najwyższego potrzeba, by wierzyć w cud wbrew wszelkiej beznadziei! Zresztą prof. Z. Cackowski sam swój dogmat obala własnym życiem: jakiż to ból, cierpienie i strach zmuszają go do takiej aktywności będąc świetnie sytuowanym profesorem na emeryturze? Okazuje się, że ważniejsza jest „wolność do”!

Mógłbym to obszernie udowodnić wykazując, że ambicją ludzi godnych tej nazwy jest rozwijać się nie tylko horyzontalnie, ale także i nade wszystko – wertykalnie: wytyczają oni sobie ryzykowne cele i angażując wszystkie siły osiągają upragnione szczyty. Prof. Cackowski zarzuca ludziom religijnym wertykalność pasywną, a przecież i wśród nich jest wiele osób cechujących się taką wertykalnością aktywną, a tym więcej takich osób jest wśród ludzi świeckich.

Kursująca dotychczas koncepcja świeckości jest błędna i wadliwa wielorako. Po pierwsze, brak w niej tych wszystkich humanistycznych wartości, które zostały zaanektowane przez przeciwników i mają mitologiczne nazwy, z Bogiem i religią na czele; po drugie, mitologia jest w niej nazywana religią, co sprawia, że w ludzkich głowach brak miejsca, zrozumienia i akceptacji dla wyżej opisanej autentycznej, świeckiej religii; po trzecie, brak w niej wiedzy o tym, że ta świecka religia jest świadomą kosmogenezą, a po czwarte, świecki Bóg – Duch Najwyższego - nie tylko nie jest znany, ale nadto nie jest zdefiniowany jako splot praw-darów naszych wielkich Rodziców: Wszechświata i Ludzkości, w którym to splocie główną rolę spełnia prawo jakościowego rozwoju Wszechświata – od wrzącej plazmy biliony bilionów razy gorętszej niż wnętrze Słońca – do nas, istot rozumnych, samoświadomych i osobowych, prawo, które w zakresie naszej podmiotowości jest doświadczane przez nas jako IDEALIZACJA. Te wszystkie braki można wyeliminować przeczytaniem którejś mojej książki lub bodaj artykułu, np. Religia jako świadoma kosmogeneza, lub Wieczność Bożego ludu: udział w czynieniu cudu (oba są już w Redakcji „Res Humana”). Tytuł tego drugiego został specjalnie w ten sposób sformułowany, aby wdrażał i przyzwyczajał do obcowania z rdzennie świeckimi, humanistycznymi wartościami mającymi mitologiczne nazwy.

Gdziekolwiek pracowałem jako polonista i wykładowca filozofii (Białystok, Rzeszów, Szczecin), wszędzie angażowałem się w działalność Towarzystwa Kultury Świeckiej i zawsze ubolewałem nad wadami programu tej organizacji, głównie wadami pojęcia świeckości, uniemożliwiającymi nie tylko efektywne oddziaływanie na środowiska sklerykalizowane, ale nawet na własnych członków. Niewątpliwie pod wpływem tych i innych wad cytowany przez Irenę Borowik Rodney Stark stwierdził, że po trzech wiekach niespełnionych proroctw (...) nadszedł czas, by przenieść doktrynę sekularyzacji na cmentarzysko pomylonych teorii i tam westchnąć „Requiescat in pace (tenże numer 7 „Res Humana”, Suplement s. XIV). Załatwmy w ten sposób świeckość błędną i obłędną, a rozwińmy prawdziwą i niezbędną. Dotychczasowa na równi z mitologiami blokuje możliwość efektywnego działania i może wraz z nimi przyczynić się do najgorszego – do zagłady naszej cywilizacji. Groźnym symptomem jest działalność kilku „religii” w Palestynie, które uczą miłości „Boga” i bliźniego, a powodują ciągłe zamieszki i rozlew krwi. Nowa koncepcja świeckości wymaga życzliwej korektury, dlatego uprzejmie proszę o nią Redakcję „Res Humana” i jej współpracowników.


Kraków, 27 lutego 2009 r. Stanisław Cieniawa



.